Kontakt

Jeśli chcesz być informowany/na o nowych postach, masz jakieś pytania lub po prostu chcesz się podzielić swoją opinią, nie wahaj się pisać :)
GG:
51088874
e-mail: saeth500@gmail.com

poniedziałek, 1 września 2014

Dziewiętnaste piętro - rozdział 5.

Rozdział 5.

W blackjacka jestem mistrzem jak wiesz, więc postawiłem toyotę i dostała się Amandzie. Nie będę jej odbierał przyjemności jazdy, jedynie odzyskam sto pięćdziesiąt dolarów, które jeszcze krążą po stole. Oczywiście, to znacznie mniej niż zapłaciłem za samochód, ale czego się nie robi dla interesów. Ten Polak, o którym rozmawialiśmy, jest nieufny w stosunku do mnie, tak jak się obawiałem. I to w dosyć osobisty sposób, jeśli wiesz, co mam na myśli, Lee. Z powodu zaistniałej sytuacji mam małą prośbę. Szesnaście cylindrów, cztery turbosprężarki, 1001 KM i max. 400km/h. Czarny. Srebro to kolor dla kobiet.

Christian wysłał maila i wyłączył laptop. Wyprostował się znad metalicznie błyszczącego kuchennego blatu, a potem sięgnął do leżącego obok portfela i wyjął jednodolarówkę. Uśmiechnął się do siebie. Lubił małe sumy, bo wyznawał zasadę, że każda fortuna się z nich składa. W tamtej chwili wyzwanie stanowiło sto piętnaście dolarów. Przeszedł go dreszcz podniecenia, jak zwykle tuż przed zarobieniem pieniędzy. Biznes był nieprzewidywalny; w trakcie prowadzenia interesów zmieniały się warunki gry, dochodziły nowe możliwości, w sumie wszystkie chwyty były dozwolone. Hazard był podobny, liczyła się wygrana i pomysłowość, na którą mogli sobie pozwolić tylko ci inteligentniejsi gracze. 

Winda cicho zadźwięczała kiedy zjechała na parter apartamentowca. Whiteman wyuczonym, ale już mechanicznym krokiem eleganckiego biznesmena na luzie, przeszedł do wyjścia uśmiechając się do portiera, który odwzajemnił tę, jedynie grzecznościową minę. Starszy mężczyzna wrócił do przerwanej rozmowy telefonicznej. Chris popchnął przeszklone drzwi. Przed wejściem stała tylko jedna taksówka, tradycyjna, żółta. Otworzył drzwiczki i podał adres Andie. Czekała go pasjonująca rozgrywka blackjacka, na nie całkiem dozwolonych zasadach. Jego zasadach.

~***~

Amanda nie była zaskoczona ponownym pojawieniem się Christiana w drzwiach piwnicy-kasyna. Co prawda, wedle umowy miała wygrać toyotę, a Whiteman dostać za to jej pozostałe pieniądze, ale kto by chciał oddawać to, co uczciwie mu się należało? Wyłożyła kartę spoglądając na pozostałych graczy. Dave grał o swoje ostatnie pieniądze, Igo właśnie stracił to, co dla rozrywki pozwoliła mu zyskać w poprzedniej kolejce. 

- To idiotyczna gra - mruknął osiłek wstając powoli od stołu. Rudowłosa również wstała, ale nie z grzeczności, tylko po to, by cmoknąć Chrisa w policzek, kiedy zbliżył się do krzesła, na którym wcześniej siedział. Whiteman spojrzał na nią zaskoczony.

- Nie przebłagasz mnie tak. Poza tym nie mów, że szkoda ci tych kilku dolarów. To tylko symboliczna kwota - szepnął jej do ucha. Odsunęli się od siebie, a właściwie Chris zrobił krok w tył, a potem usiadł na krześle zakładając nogę na nogę. Sytuacja przy stole uległa niewielkiej zmianie, Igo odszedł w kierunku barku, a jego miejsce zajęła Flora, która pożegnawszy się z Nil zdecydowała się na małą partyjkę. 

- Karty są nieprzewidywalne, Flo - powiedział Dave, próbując ją zniechęcić. Czarnowłosa wzruszyła ramionami i wyjęła dwadzieścia dolarów. 

- Pamiętasz, żebym kiedykolwiek przegrała? W szachy na przykład? Zapomniałeś, kto uczył cię uczył zasad? Poza tym, czemu nie pozwalasz mi na stracenie odrobiny pieniędzy, rybko? - zdała sobie sprawę, że zwróciła się do niego tak, jak wcześniej Gabriel. Jednak nie próbowała tego już odwoływać. Dave nic nie odpowiedział.

Do końca pierwszej partii nikt nie był pewien, kto zostanie zwycięzcą. Amanda nie postawiła więcej niż pięć dolarów, które straciła tak jak pozostali na rzecz Whitemana. Chris był zadowolony, stawka zwiększyła się o nowego gracza, który wyłożył swoją sumę. Za to Dave wyglądał na coraz bardziej zirytowanego, bo był jedynym graczem, który od początku do końca blackjacka tylko tracił i nie miał perspektyw na wygranie choćby dolara. Gdy nadszedł koniec rozgrywki Whiteman podziękował za grę i pełnym nonszalancji gestem wyszedł ze wszystkimi pieniędzmi, które znalazły się na stole. 

Kiedy opuścił pomieszczenie kasyna, dogoniła go Amanda.

- Liczyłeś - to było stwierdzenie, nie pytanie. 

- Tak, przecież wiedziałaś od początku, że nie mam szczęścia w kartach. Wszystko mi zabrałaś. Musiałem sobie pomóc umiejętnościami - oznajmił Chris z krzywym uśmiechem. 

- To tylko gra, rozumiem. I nie ma za co.

- Nie przeprosiłem cię - biznesman uniósł jedną brew. 

- Ale się tłumaczyłeś. To prawie to samo. Chyba, że wolisz inaczej mnie przeprosić? - Amanda przybliżyła się do niego, patrząc w oczy. 

- Miały być tylko interesy, Mandy. Nie mieszaj się do mojego życia prywatnie, bo to się odbije na twoim zdrowiu - głos Chrisa stał się stanowczy. Mężczyzna ruszył w kierunku grupy, w której Andie czarowała słuchaczy jedną ze swoich nieprawdopodobnych, bo podkolorowanych, opowieści. Chris przestał interesować się tym, co miała mu do powiedzenia Amanda. 

- ...podniósł z piasku patyk i rzucił psu, ale, żeby to był pies! Nic z tych rzeczy, to był jeden z tych szczurowatych yorków i jak nie szczeknął na Wiliama... O, hej, Christian.

Andie przerwała na chwilę opowieść i podała błękitnookiemu kieliszek szampana, po czym znów kontynuowała, a grono słuchaczy kręciło głową ze zdumieniem. Biznesman wyczekał aż skończy, a towarzystwo się rozproszy szukając innych atrakcji na imprezie. Trochę to trwało, ale Chris nie chciał potem szukać Andie zdając się na przypadkowe spotkanie. 

- Co powiesz na wyjazd trzydniowy do Honolulu? Plaża, zachody słońca, plaża, masaże i masażyści, plaża... - powiedział niby od niechcenia i upił łyk szampana, by dać Andie czas do namysłu. Bąbelki były wyjątkowo przyjemne dla podniebienia, pomyślał. Spojrzał na blondynkę, która pokręciła głową z niezadowoleniem rozsiewając zapach drogich perfum. Ten aromat przywiódł mu na myśl coś dziwnego, jednak starał się nie zastanawiać nad tym i powiedział:

- Wiesz, nie puściłbym cię samej, chciałem wysłać tam Polaka, tego Jakłowskiego. Myślę, że on by był zachwycony tym stanem i raczej nie właziłby ci na głowę.

- Niby czemu uważasz, że mógłby mi się narzucać jak dzieciak? - spytała Andie z zainteresowaniem.

- Jest młody i niedoświadczony, zwłaszcza w takich wyjazdach. Może pomyślałby sobie, że będziesz się nudziła i chciał trochę rozerwać - odparł Chris tonem całkowicie obojętnym jakby rozważał, czy będzie padać deszcz, czy lepiej zostawić parasol w domu. 

- Jesteś cholernym maniakiem na tym punkcie, wiesz? - zaśmiała się blondynka i splotła ramiona, brzęcząc bransoletkami. Chris przechylił kieliszek upijając kolejny łyk alkoholu i stwierdził, że nie musuje już tak przyjemnie jak wcześniej. 

- Nie chcesz jechać ze względu na niego? - spytał.

- Co on mnie obchodzi, Christian, nic, jest tylko twoim sekretarzem. Nie mogę jechać, bo mam wtedy wizytę dziadków, którą odkładam od roku. Dlaczego ty nie chcesz się tam wybrać? Hawaje dobrze by ci zrobiły, a firma nie rozleci się przez tydzień.

- To była tylko propozycja, ale jak nie chcesz...W każdym razie masz czas do - spojrzał na zegarek - dziś do dziesiątej. 

- Ale uparty jesteś. Idziemy kroić tort! - zawołała jak mała dziewczynka i szybkim krokiem oddaliła się w stronę kuchni, gdzie stało ciasto zamówione przez nią osobiście w małej cukierni. Whiteman już miał ruszyć w tym samym kierunku, ale telefon w jego kieszeni zawibrował. 

~***~

Nil zrobiła zdjęcie Gabrielowi właśnie wtedy, kiedy zamknął usta na łyżeczce z kawałkiem orzechowego tortu. Zastygł na chwilę, a potem wyjął sztuciec i przełknął ciasto. Wycelował łyżeczkę w dziewczynę a potem wykrztusił:

- Skasuj to, powalona Amazonko! 

- Ale masz minę, jakbyś połykał świerszcza na surowo - Nil wybuchnęła śmiechem i pokazała fotkę Florze. Tamta zachichotała wpatrując się w ekranik, a Gabriel pomyślał, że wygląda okropnie w tej pomarańczowej bluzce. 

- Ha, ha, ha. Strasznie zabawne - powiedział, odstawiając na bok talerzyk. 

- Daj spokój, to tylko takie żarty - stwierdziła Flora i znów się roześmiała, tym razem jednak Nil odebrała jej aparat i wcisnęła kilka guzików. Gabriel miał nadzieję, że to było właśnie usunięcie tego nieszczęsnego zdjęcia, ale nie miał już ochoty ani na tort ani chwilowo na ich towarzystwo. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu i odwrócił się. Kiedy zobaczył, kto za nim stał zdecydował, że jednak Nil i Flora to całkiem przyjazne środowisko.

- Możemy pogadać? - zapytał poważnie Igo. Czego mógł chcieć od niego ten mięśniak? Może chodziło mu o tę rozgrywkę w blackjacka? Ale przecież on też nic nie wygrał. Zdjął rękę mężczyzny wyższego o dwadzieścia centymetrów, krzywiąc się z niesmakiem jakby to był pająk.

- O co chodzi?

- Ale nie tu, chłoptasiu. Na taras - zakomenderował groźnie Igo.

Gabriel posłusznie udał się za nim na urocze wyjście na dwór, gdzie głównym elementem skupiającym uwagę było drzewko bonsai rosnące na środku tarasu. Fantazja projektanta przy innej okazji zdziwiłaby Gabriela, ale kiedy miał przed sobą rozmowę z osobą dwa razy większą od niego i to w dodatku niezbyt miłą pogawędkę, jak się spodziewał z dwóch wypowiedzi mężczyzny. 

- Nie wiem, czy wiesz, ale tego blackjacka przegraliśmy całkiem niesprawiedliwie. Amanda była krupierką i oszukiwała. Bardzo dobrze. Nie mogę tak tego zostawić - powiedział Igo wkładając ręce w kieszenie.

- To tylko kilka dolarów, mnie nie szkoda - odparł Gabriel patrząc na drzewko, stwierdził, że była to sosna.

- Chodzi o zasady. Myślałem, że jesteś Polakiem to to uznajesz. 

- Jak widać jestem trochę innym Polakiem niż może się wydawać - Gabriel wciąż był lekko spięty tą rozmową. 

- Ja wiem, że moja babka była z twojego kraju - odezwał się Igo niespodziewanie przechodząc na język polski. Gabriel spojrzał na niego ze zdumieniem.

- Jestem Igor, to rosyjański imion - kontynuował łamaną polszczyzną i z lekkim zakłopotaniem. - Ale skoru nie chcesz być jak prawdziwyj Polak to... trudno - Igo wyjął zaciśnięte w pięści dłonie i zaplótł ramiona na piersi. Jego poza przywodziła Gabrielowi na myśl ochroniarza w klubach. 

- Nie jestem patriotą, jeśli o to ci chodzi - powiedział w przypływie odwagi chłopak i od razu ugryzł się w język. Z takimi facetami trudno mu się dyskutowało o własnych poglądach. 

- Nie jesteś - Igo wciągnął głośno powietrze i po chwili je wypuścił. A potem poszedł do środka willi, zostawiając zielonookiego samego ze swoimi myślami. Gabriel zdecydował, ze jednak nie potrafi szufladkować ludzi, bo ten mięśniak zdecydowanie nie miał ochoty na rozmowę o światopoglądzie i siłowe uzmysławianie mu błędu, który popełnił nie chcąc odegrać się na Amandzie. 

Gabriel rozmyślałby dalej gdyby nie to, że usłyszał hałas, jakby ktoś wjeżdżał na parking po żwirowym podjeździe. Zerknął w tamtą stronę i zamarł. Z czarnego Bugatti Veyrona wysiadł starszy, siwiejący mężczyzna z laską i przywitał się z Chrisem, po czym wręczył mu coś. Następnie obydwoje wsiedli do auta, Chris na miejscu kierowcy, a staruszek - pasażera, i odjechali z chrzęstem żwiru.