Kontakt

Jeśli chcesz być informowany/na o nowych postach, masz jakieś pytania lub po prostu chcesz się podzielić swoją opinią, nie wahaj się pisać :)
GG:
51088874
e-mail: saeth500@gmail.com

sobota, 4 października 2014

Dziewiętnaste piętro - rozdział 6.

Rozdział 6.

- To dla lepszej współpracy - mruknął do siebie Whiteman pakując starannie złożone koszulki polo do walizki. Nie potrafił inaczej racjonalnie wyjaśnić, dlaczego posłuchał rady Andie i wybierał się razem z Polakiem na Hawaje. Miał się odprężyć, a tym czasem jeszcze bardziej się denerwował. Obrzucił wzrokiem zawartość walizki i stwierdził, że niczego nie brakuje. Zamknął ją zasuwając zamek błyskawiczny, po czym zarzucił na ramię torbę z laptopem i odruchowo zerknął na zegarek. Miał jeszcze godzinę do wyjścia, więc włączył telewizor i zaczął oglądać program informacyjny.

~***~

Na lotnisku panował tłok, jakby wszyscy nagle zapragnęli wylecieć z kraju w bardzo-bardzo pilnych sprawach, jak na przykład zasłużone wakacje. Tak przynajmniej wydawało się Dianie Harper trzymającej w jednej ręce uchwyt walizki, w drugiej dłoń pięcioletniej Kelly, a na plecach wypchany plecak turystyczny. Kobieta dmuchnęła sobie w grzywkę, a po chwili to samo zrobiła jej córka. Jednak, o ile Diana nie mogła w inny sposób poprawić sobie fryzury, o tyle dziewczynka była zapatrzona w matkę i starała się robić wszystko tak jak ona. Prawie wszystko. Kiedy Diana ruszyła w stronę wyjścia, pięciolatka pociągnęła jej dłoń w stronę dużej klatki z psem stojącej obok nóg mężczyzny, który zajmował się okiełznać swojego syna biegającego wokół niego. Kelly puściła rękę matki i podeszła do klatki z niewielkim psem o długiej sierści spoglądającego na dziewczynkę leniwie.

- Zalaz cie uwolniem - szepnęła do zwierzaka i zabrała się do mocowania z zapięciem klatki.

- Kelly, co ty robisz? Jedziemy do taty, zapomniałaś? Już nie chcesz się z nim spotkać? - Nad dziewczynką stanęła Diana i wyciągnęła dłoń do córki. Kelly przez moment się wahała, rzuciła kilka współczujących spojrzeń psu w klatce, ale ostatecznie chwyciła Dianę za rękę i ruszyły do wyjścia.

~***~

- To on tu przyjedzie?! - zawołała Flora stawiając gwałtownie kubek z kawą na stole niczym pijany zawadiaka w karczmie. Gabriel włożył do nowej, szarej walizki świeżo wyprasowane szorty w fruwające flamingi.

- Nie, spotykamy się dopiero na lotnisku. Taksówka, te sprawy. Kto wymyślił, żeby na Hawajach łazić w takim paskudztwie? - Chłopak ze wstrętem wyjął różowe spodenki, a na ich miejsce włożył brudnozielone z kilkoma kieszeniami na suwaki.

- Wiesz, co... Zazdroszczę ci. Będziesz miał Whitemana tylko dla siebie przez cały tydzień. - Flora stanęła w drzwiach pokoju Gabriela i oparła się plecami o framugę. Chłopak rzucił jej zirytowane spojrzenie znad półki.

- Aż tydzień z tym wymoczonym w rumiankowym szamponiku Chrisem. Chyba, że chodzi ci o jego bugatti? - Brunet zapakował żel pod prysznic i pastę do zębów.

- On. Ma. Co? - Flora wyprostowała się gwałtownie. - Chyba powinnam się zastanowić nad zmianą płci skoro on zabiera ze sobą faceta a nie kobietę. Coś musi być na rzeczy...

- Nic, co ma być? Może jest aseksualny? Nie każdy na widok ładnego faceta z furą kasy i najnowszym bugatti chce z nim spędzić resztę życia i wychować trojaczki - powiedział Gabriel chowając ukradkiem paczkę żelków i pianki marshmallows. Miał słabość do cukru.

- Bo nie spotkał nikogo takiego. A może on nie lubi dzieci? Będziesz pewnie miał okazję się czegoś dowiedzieć. A informacja to potęga - Flora niczego nie zauważyła, pogrążona w marzeniach.

Gabriel pokiwał głową, Chris był zadufanym w sobie biznesmenem z zezem na czubek własnego nosa. Tylko, że był też jego szefem. Świetny pretekst do trzymania się z daleka od niego i zdobywania informacji o jego życiu prywatnym. Za to zawsze powinien wszystko załatwiać albo powiedzieć, że on, jego pracownik ma coś zrobić.

~***~

Ekran zgasł, a Whiteman poderwał się z fotela i odruchowym gestem otrzepał koszulę z kurzu, którego na niej nie było. Sprawdził godzinę, dziesiąta pięćdziesiąt. Po czym wyszedł z mieszkania zamykając je na klucz. Nie czuł się, jakby wyjeżdżał gdzieś daleko, raczej jakby szedł do domu. Dziwne przeczucia towarzyszyły mu od rana, nigdy ich nie miał. Uśmiechnął się krzywo do siebie myśląc, że to początki lenistwa, które niby nie było mu obce, bo prawie o nic nie musiał się martwić, ale tego dnia ani razu nie pomyślał o banku.

Zamówił taksówkę i zjechał windą do recepcji. Portier skinął mu grzecznie głową, odwzajemnił ten gest i wyszedł z apartamentowca. Samochód już na niego czekał, kierowca włożył jego walizki do bagażnika z uprzejmym uśmiechem, który oznaczał zapewne poproszę większy napiwek. Whiteman rozróżniał takie drobne szczegóły w mimice twarzy, ale nie potrafił dokładnie wskazać, w którym miejscu coś się zmieniało, który mięsień bardziej się naciągał.
- Newmark? - spytał kierowca przyciszając radio, w którym właśnie zaczynały się wiadomości. Whiteman skinął głową.

~***~



- Jak to nie? Mamusiu, przecież obiecałaś mi pieska - marudziła Kelly w drodze z lotniska.

- Ale nie teraz, córeczko. Jak tylko się rozpakujemy będziemy mogły iść poszukać takiego pieska jakiego tylko będziesz chciała - Diana odwróciła się do córki z przedniego siedzenia pasażera. Podała jej sok pomarańczowy w kartoniku.

- Gdzie z tym sokiem? Wczoraj odkurzałem, byłem w myjni - powiedział kierowca, którym był stary przyjciel Diany, Matt. Mężczyzna był teraz łysiejącym pięćdziesięciolatkiem, ale kobieta dobrze pamiętała, że jeszcze dziesięć lat wcześniej wyglądał zupełnie inaczej, miał elegancki garnitur chociaż znoszony oraz zawsze tryskał humorem. Chociaż ojciec miał też ekscentryczne pomysły i spełniał wszystkie jej zachcianki. Kiedyś chciała mieć wiewiórki i je dostała, które i tak po dwóch miesiącach poszły do sąsiada. Ojciec robił też jej tatuaż jako właściciel studia.

- Mamo - Kelly kopnęła w fotel, na którym jechał jej dziadek, bo Diana siedziała po drugiej stronie.

- Uspokój to dziecko - mruknął pan Harper. - Co za pieprzone geny.

Z tyłu przez chwilę panowała cisza jakby dziecko zamyśliło się i zmieniło zdanie, co do tego, co powiedzieć.

- Piepsone. Musę do toalety. Muszę!
~***~

Whiteman pierwszy dostrzegł w tłumie podróżnych swojego współpodróżnego i pracownika w jednej osobie, który stał wpatrując się w tablicę odlotów. Obok niego stała duża walizka i granatowy plecak. Ich właściciel jadł żelki i słuchał muzyki przez wielkie słuchawki. Whitemanowi wydawał się wyjęty z innej rzeczywistości. Uśmiechnął się bezwiednie, a potem ruszył w kierunku Jakłowskiego.

Gabriel nie zwrócił na niego uwagi nawet kiedy był tuż za nim, wciągając owocowy zapach żelek, który czuł nawet z odległości metra. Dotknął ramienia chłopaka, a ten odwrócił się do niego. Whiteman zauważył, że Gabriel ściągnął brwi jakby jego widok co najmniej go rozczarował.

- O której lecimy? - spytał rzeczowym tonem, gdy przełknął ostatniego żelka, którego miał w ustach.

- O jedenastej. Jak zabukowałeś bilety? - Whitemanowi przez głowę przeszła szalona myśl.

- Nie zabukowałem - Gabriel wypowiedział na głos to, czego Christian się obawiał. Whiteman jednak nie dał po sobie poznać, że go to zaskoczyło. Chwycił za rączki swoich walizek i skinął na Gabriela, by też zabrał swój bagaż, którym zainteresował się już jakiś bezdomny. Samolot do Honolulu właśnie kołował na pasie startowym.

~***~

Czerwone volvo zatrzymało się przy apartamentowcu z piskiem opon, a Diana wypadła ze środka jak strzała i szarpnęła klamkę tylnych drzwi. Kelly wyszła posłusznie z samochodu i przetarła oczy.

- Zaproś mnie jutro na kawę i brownies, córciu - mruknął pan Harper, wyjmując walizki Diany z bagażnika. Kobieta uśmiechnęła się i nie wiedząc, czy ojciec ironizuje czy nie chwyciła dłoń córki i bagaże, po czym skierowała się do wejścia apartamentowca.

poniedziałek, 1 września 2014

Dziewiętnaste piętro - rozdział 5.

Rozdział 5.

W blackjacka jestem mistrzem jak wiesz, więc postawiłem toyotę i dostała się Amandzie. Nie będę jej odbierał przyjemności jazdy, jedynie odzyskam sto pięćdziesiąt dolarów, które jeszcze krążą po stole. Oczywiście, to znacznie mniej niż zapłaciłem za samochód, ale czego się nie robi dla interesów. Ten Polak, o którym rozmawialiśmy, jest nieufny w stosunku do mnie, tak jak się obawiałem. I to w dosyć osobisty sposób, jeśli wiesz, co mam na myśli, Lee. Z powodu zaistniałej sytuacji mam małą prośbę. Szesnaście cylindrów, cztery turbosprężarki, 1001 KM i max. 400km/h. Czarny. Srebro to kolor dla kobiet.

Christian wysłał maila i wyłączył laptop. Wyprostował się znad metalicznie błyszczącego kuchennego blatu, a potem sięgnął do leżącego obok portfela i wyjął jednodolarówkę. Uśmiechnął się do siebie. Lubił małe sumy, bo wyznawał zasadę, że każda fortuna się z nich składa. W tamtej chwili wyzwanie stanowiło sto piętnaście dolarów. Przeszedł go dreszcz podniecenia, jak zwykle tuż przed zarobieniem pieniędzy. Biznes był nieprzewidywalny; w trakcie prowadzenia interesów zmieniały się warunki gry, dochodziły nowe możliwości, w sumie wszystkie chwyty były dozwolone. Hazard był podobny, liczyła się wygrana i pomysłowość, na którą mogli sobie pozwolić tylko ci inteligentniejsi gracze. 

Winda cicho zadźwięczała kiedy zjechała na parter apartamentowca. Whiteman wyuczonym, ale już mechanicznym krokiem eleganckiego biznesmena na luzie, przeszedł do wyjścia uśmiechając się do portiera, który odwzajemnił tę, jedynie grzecznościową minę. Starszy mężczyzna wrócił do przerwanej rozmowy telefonicznej. Chris popchnął przeszklone drzwi. Przed wejściem stała tylko jedna taksówka, tradycyjna, żółta. Otworzył drzwiczki i podał adres Andie. Czekała go pasjonująca rozgrywka blackjacka, na nie całkiem dozwolonych zasadach. Jego zasadach.

~***~

Amanda nie była zaskoczona ponownym pojawieniem się Christiana w drzwiach piwnicy-kasyna. Co prawda, wedle umowy miała wygrać toyotę, a Whiteman dostać za to jej pozostałe pieniądze, ale kto by chciał oddawać to, co uczciwie mu się należało? Wyłożyła kartę spoglądając na pozostałych graczy. Dave grał o swoje ostatnie pieniądze, Igo właśnie stracił to, co dla rozrywki pozwoliła mu zyskać w poprzedniej kolejce. 

- To idiotyczna gra - mruknął osiłek wstając powoli od stołu. Rudowłosa również wstała, ale nie z grzeczności, tylko po to, by cmoknąć Chrisa w policzek, kiedy zbliżył się do krzesła, na którym wcześniej siedział. Whiteman spojrzał na nią zaskoczony.

- Nie przebłagasz mnie tak. Poza tym nie mów, że szkoda ci tych kilku dolarów. To tylko symboliczna kwota - szepnął jej do ucha. Odsunęli się od siebie, a właściwie Chris zrobił krok w tył, a potem usiadł na krześle zakładając nogę na nogę. Sytuacja przy stole uległa niewielkiej zmianie, Igo odszedł w kierunku barku, a jego miejsce zajęła Flora, która pożegnawszy się z Nil zdecydowała się na małą partyjkę. 

- Karty są nieprzewidywalne, Flo - powiedział Dave, próbując ją zniechęcić. Czarnowłosa wzruszyła ramionami i wyjęła dwadzieścia dolarów. 

- Pamiętasz, żebym kiedykolwiek przegrała? W szachy na przykład? Zapomniałeś, kto uczył cię uczył zasad? Poza tym, czemu nie pozwalasz mi na stracenie odrobiny pieniędzy, rybko? - zdała sobie sprawę, że zwróciła się do niego tak, jak wcześniej Gabriel. Jednak nie próbowała tego już odwoływać. Dave nic nie odpowiedział.

Do końca pierwszej partii nikt nie był pewien, kto zostanie zwycięzcą. Amanda nie postawiła więcej niż pięć dolarów, które straciła tak jak pozostali na rzecz Whitemana. Chris był zadowolony, stawka zwiększyła się o nowego gracza, który wyłożył swoją sumę. Za to Dave wyglądał na coraz bardziej zirytowanego, bo był jedynym graczem, który od początku do końca blackjacka tylko tracił i nie miał perspektyw na wygranie choćby dolara. Gdy nadszedł koniec rozgrywki Whiteman podziękował za grę i pełnym nonszalancji gestem wyszedł ze wszystkimi pieniędzmi, które znalazły się na stole. 

Kiedy opuścił pomieszczenie kasyna, dogoniła go Amanda.

- Liczyłeś - to było stwierdzenie, nie pytanie. 

- Tak, przecież wiedziałaś od początku, że nie mam szczęścia w kartach. Wszystko mi zabrałaś. Musiałem sobie pomóc umiejętnościami - oznajmił Chris z krzywym uśmiechem. 

- To tylko gra, rozumiem. I nie ma za co.

- Nie przeprosiłem cię - biznesman uniósł jedną brew. 

- Ale się tłumaczyłeś. To prawie to samo. Chyba, że wolisz inaczej mnie przeprosić? - Amanda przybliżyła się do niego, patrząc w oczy. 

- Miały być tylko interesy, Mandy. Nie mieszaj się do mojego życia prywatnie, bo to się odbije na twoim zdrowiu - głos Chrisa stał się stanowczy. Mężczyzna ruszył w kierunku grupy, w której Andie czarowała słuchaczy jedną ze swoich nieprawdopodobnych, bo podkolorowanych, opowieści. Chris przestał interesować się tym, co miała mu do powiedzenia Amanda. 

- ...podniósł z piasku patyk i rzucił psu, ale, żeby to był pies! Nic z tych rzeczy, to był jeden z tych szczurowatych yorków i jak nie szczeknął na Wiliama... O, hej, Christian.

Andie przerwała na chwilę opowieść i podała błękitnookiemu kieliszek szampana, po czym znów kontynuowała, a grono słuchaczy kręciło głową ze zdumieniem. Biznesman wyczekał aż skończy, a towarzystwo się rozproszy szukając innych atrakcji na imprezie. Trochę to trwało, ale Chris nie chciał potem szukać Andie zdając się na przypadkowe spotkanie. 

- Co powiesz na wyjazd trzydniowy do Honolulu? Plaża, zachody słońca, plaża, masaże i masażyści, plaża... - powiedział niby od niechcenia i upił łyk szampana, by dać Andie czas do namysłu. Bąbelki były wyjątkowo przyjemne dla podniebienia, pomyślał. Spojrzał na blondynkę, która pokręciła głową z niezadowoleniem rozsiewając zapach drogich perfum. Ten aromat przywiódł mu na myśl coś dziwnego, jednak starał się nie zastanawiać nad tym i powiedział:

- Wiesz, nie puściłbym cię samej, chciałem wysłać tam Polaka, tego Jakłowskiego. Myślę, że on by był zachwycony tym stanem i raczej nie właziłby ci na głowę.

- Niby czemu uważasz, że mógłby mi się narzucać jak dzieciak? - spytała Andie z zainteresowaniem.

- Jest młody i niedoświadczony, zwłaszcza w takich wyjazdach. Może pomyślałby sobie, że będziesz się nudziła i chciał trochę rozerwać - odparł Chris tonem całkowicie obojętnym jakby rozważał, czy będzie padać deszcz, czy lepiej zostawić parasol w domu. 

- Jesteś cholernym maniakiem na tym punkcie, wiesz? - zaśmiała się blondynka i splotła ramiona, brzęcząc bransoletkami. Chris przechylił kieliszek upijając kolejny łyk alkoholu i stwierdził, że nie musuje już tak przyjemnie jak wcześniej. 

- Nie chcesz jechać ze względu na niego? - spytał.

- Co on mnie obchodzi, Christian, nic, jest tylko twoim sekretarzem. Nie mogę jechać, bo mam wtedy wizytę dziadków, którą odkładam od roku. Dlaczego ty nie chcesz się tam wybrać? Hawaje dobrze by ci zrobiły, a firma nie rozleci się przez tydzień.

- To była tylko propozycja, ale jak nie chcesz...W każdym razie masz czas do - spojrzał na zegarek - dziś do dziesiątej. 

- Ale uparty jesteś. Idziemy kroić tort! - zawołała jak mała dziewczynka i szybkim krokiem oddaliła się w stronę kuchni, gdzie stało ciasto zamówione przez nią osobiście w małej cukierni. Whiteman już miał ruszyć w tym samym kierunku, ale telefon w jego kieszeni zawibrował. 

~***~

Nil zrobiła zdjęcie Gabrielowi właśnie wtedy, kiedy zamknął usta na łyżeczce z kawałkiem orzechowego tortu. Zastygł na chwilę, a potem wyjął sztuciec i przełknął ciasto. Wycelował łyżeczkę w dziewczynę a potem wykrztusił:

- Skasuj to, powalona Amazonko! 

- Ale masz minę, jakbyś połykał świerszcza na surowo - Nil wybuchnęła śmiechem i pokazała fotkę Florze. Tamta zachichotała wpatrując się w ekranik, a Gabriel pomyślał, że wygląda okropnie w tej pomarańczowej bluzce. 

- Ha, ha, ha. Strasznie zabawne - powiedział, odstawiając na bok talerzyk. 

- Daj spokój, to tylko takie żarty - stwierdziła Flora i znów się roześmiała, tym razem jednak Nil odebrała jej aparat i wcisnęła kilka guzików. Gabriel miał nadzieję, że to było właśnie usunięcie tego nieszczęsnego zdjęcia, ale nie miał już ochoty ani na tort ani chwilowo na ich towarzystwo. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu i odwrócił się. Kiedy zobaczył, kto za nim stał zdecydował, że jednak Nil i Flora to całkiem przyjazne środowisko.

- Możemy pogadać? - zapytał poważnie Igo. Czego mógł chcieć od niego ten mięśniak? Może chodziło mu o tę rozgrywkę w blackjacka? Ale przecież on też nic nie wygrał. Zdjął rękę mężczyzny wyższego o dwadzieścia centymetrów, krzywiąc się z niesmakiem jakby to był pająk.

- O co chodzi?

- Ale nie tu, chłoptasiu. Na taras - zakomenderował groźnie Igo.

Gabriel posłusznie udał się za nim na urocze wyjście na dwór, gdzie głównym elementem skupiającym uwagę było drzewko bonsai rosnące na środku tarasu. Fantazja projektanta przy innej okazji zdziwiłaby Gabriela, ale kiedy miał przed sobą rozmowę z osobą dwa razy większą od niego i to w dodatku niezbyt miłą pogawędkę, jak się spodziewał z dwóch wypowiedzi mężczyzny. 

- Nie wiem, czy wiesz, ale tego blackjacka przegraliśmy całkiem niesprawiedliwie. Amanda była krupierką i oszukiwała. Bardzo dobrze. Nie mogę tak tego zostawić - powiedział Igo wkładając ręce w kieszenie.

- To tylko kilka dolarów, mnie nie szkoda - odparł Gabriel patrząc na drzewko, stwierdził, że była to sosna.

- Chodzi o zasady. Myślałem, że jesteś Polakiem to to uznajesz. 

- Jak widać jestem trochę innym Polakiem niż może się wydawać - Gabriel wciąż był lekko spięty tą rozmową. 

- Ja wiem, że moja babka była z twojego kraju - odezwał się Igo niespodziewanie przechodząc na język polski. Gabriel spojrzał na niego ze zdumieniem.

- Jestem Igor, to rosyjański imion - kontynuował łamaną polszczyzną i z lekkim zakłopotaniem. - Ale skoru nie chcesz być jak prawdziwyj Polak to... trudno - Igo wyjął zaciśnięte w pięści dłonie i zaplótł ramiona na piersi. Jego poza przywodziła Gabrielowi na myśl ochroniarza w klubach. 

- Nie jestem patriotą, jeśli o to ci chodzi - powiedział w przypływie odwagi chłopak i od razu ugryzł się w język. Z takimi facetami trudno mu się dyskutowało o własnych poglądach. 

- Nie jesteś - Igo wciągnął głośno powietrze i po chwili je wypuścił. A potem poszedł do środka willi, zostawiając zielonookiego samego ze swoimi myślami. Gabriel zdecydował, ze jednak nie potrafi szufladkować ludzi, bo ten mięśniak zdecydowanie nie miał ochoty na rozmowę o światopoglądzie i siłowe uzmysławianie mu błędu, który popełnił nie chcąc odegrać się na Amandzie. 

Gabriel rozmyślałby dalej gdyby nie to, że usłyszał hałas, jakby ktoś wjeżdżał na parking po żwirowym podjeździe. Zerknął w tamtą stronę i zamarł. Z czarnego Bugatti Veyrona wysiadł starszy, siwiejący mężczyzna z laską i przywitał się z Chrisem, po czym wręczył mu coś. Następnie obydwoje wsiedli do auta, Chris na miejscu kierowcy, a staruszek - pasażera, i odjechali z chrzęstem żwiru.

czwartek, 31 lipca 2014

Liebster Award

Chciałabym podziękować Farren M za nominację :)



Zasady są następujące:

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


Blog, który mnie nominował: 



Pytania, które otrzymałam:

1. Ile masz lat?

Mam aż siedemnaście lat :)

2. Jakie jest Twoje marzenie? 

Marzeń mi nie brakuje, mogłabym zrobić całą listę. Jednak największym z nich jest zostanie pisarką. Blog to takie ćwiczenie przed wydaniem własnej książki. Nie wiem, czy będzie związana z yaoi. Poza tym marzę, aby pojechać do Hiszpanii i zostać psychiatrą. 

3. Którego z chłopców z 1D najbardziej lubisz?

Żadnego, bo... patrz odpowiedź na pytanie 5.

4. Co sądzisz o Perrie Edwards?

O Perrie Edwards nie mam zdania, bo również nie śledzę jej losów.

5. Jesteś directioners?

Nie jestem directioners.

6. Jaki był Twój pierwszy przeczytany imagin? (możesz podać linka)

Nie miałam jeszcze okazji przeczytać ani jednego imaginu. 

7. Wierzysz w Larrego? 

Nie rozumiem pytania.

8. Jaki jest Twój ulubiony owoc?

Ulubiony owoc to truskawka. Uwielbiam jej kolor i zapach. Kojarzy mi się z wakacjami u babci. :)

9. Twoje ulubione płatki? 

Moje ulubione płatki to płatki śniegu. Powstają w chmurach, są maleńkimi kryształkami, fantazyjnie wyrzeźbionymi przez naturę. A co najdziwniejsze, żaden kształt nie powtarza się. 

10. Góry vs Morze

Po dwóch pod rząd wakacjach spędzonych w górach i częstych pobytach nad Bałtykiem, muszę przyznać, że wolę góry. Lubię wędrować i podziwiać piękne widoki. 



Moje pytania: 

 1. Której drużynie Quidditcha kibicujesz?
2. Co powiedziałbyś/powiedziałabyś superdżdżownicy?
3. Dokąd wyprowadziłbyś/wyprowadziłabyś się, gdyby Twój dom zajęli kosmici?
4. Jaką postać z książki/filmu chciałbyś/chciałabyś spotkać?
5. Co sądzisz o Homo Sapiens?
6. Jaką magiczną moc chciałbyś/chciałabyś posiadać?
7. W jakie zwierzę zmieniłbyś/zmieniłabyś się gdybyś chciał/chciała odbyć podróż dookoła świata?
8. Jak wyobrażasz sobie siebie za dwadzieścia lat?
9. Co zrobiłbyś/zrobiłabyś, gdyby porwał Cię Jack Sparrow?
10. Który obraz Picassa zrobił na Tobie największe wrażenie? 
11. Czy chciałabyś/chciałbyś hodować Pachycondyla verenae?



środa, 30 lipca 2014

Dziewiętnaste piętro - rozdział 4.

Rozdział 4.

Kiedy wyszło na jaw, kim był nowy przybysz, uwaga prawie wszystkich gości skierowała się na niego. Whiteman swobodnie rozmawiał z nimi, jakby znali się od dawna. Gabriel pomyślał, że tak faktycznie musiało być. Odkąd pierwszy raz tego wieczora zobaczył swojego szefa z Amandą, starał się nie zbliżać do niego bliżej niż w zasięgu jego wzroku. Nie było to proste, bo musiał jednocześnie obserwować Chrisa i starać się, by ten nie dostrzegał jego. Brunet szukał innego towarzystwa, zwłaszcza takiego, które nie było zainteresowane osobą Whitemana. Po kilkuminutowej wędrówce przy stole z przekąskami, wyłowił wzrokiem z tłumu dziewczynę opierającą się o ścianę i pijącą drinka, wystukując co chwilę SMSy. Nie liczył na coś więcej niż pogawędkę na jakiś luźny temat. Przez chwilę zastanawiał się, jaki mógłby być ten „luźny temat". W końcu wymyślił, że zahaczy o znajomość z Andie.
                
- Hej, jestem Gabriel - zaczął. Dziewczyna spojrzała na niego, unosząc pytająco jedną brew.
                
- Nil - przedstawiła się, klikając wyślij na ekraniku telefonu.
                
- Lubisz Afrykę? - Chłopak, zaskoczony imieniem, zboczył z tematu, na który planował skierować rozmowę.
                
- Nie ja, mój ojciec miał słabość do tego kontynentu. Spędził tam większą część swojego życia, ale nigdy mnie tam nie zabrał - wyjaśniła. Gabriel przyjrzał się jej, bo zwykle nie zwracał specjalnej uwagi na wygląd kobiet dopóki nie musiał. Była mulatką o szczupłej figurze, kręconych włosach i dużych ustach.
                
- Po mamie - powiedziała zauważając jego wzrok.
                
- Musi być piękną kobietą - odparł brunet uśmiechając się. Rozległ się huk, a potem ktoś wyregulował głośniki i popłynęła szybka, pulsująca muzyka.
                
- Tak, ale chyba nie przyszedłeś po to, żeby wypytywać mnie o rodzinę? - Nil przestała bawić się papierową parasolką i odłożyła pustą szklankę na parapet. Gabriel potrząsnął głową. Pytanie o Andie nagle wydało mu się dziecinne, bo przecież sam ją dobrze znał i wiedział, że jeśli nie ma jej w centrum imprezy to pewnie szykuje nową atrakcję. Z pewnością sam potrafiłby ją znaleźć, jeśli naprawdę by chciał.
                
- Zatańczymy? - zapytał i spojrzał wyczekująco na dziewczynę. Skinęła, chowając telefon do torebki.
                
- Jesteś tym Polakiem, którego Annie poleciła szefowi na zastępstwo? - spytała po chwili Nil. Chłopak drgnął, ale starając się nie wypaść z rytmu, przytaknął.
                
- Co u niej? - Gabriel próbował skierować rozmowę na inne tory.
                
- Trochę się martwiła jak sobie poradzisz na nowym stanowisku. Za bardzo, moim zdaniem, przejmuje się pracą. Ostatecznie przekonał ją sam Whiteman.
                
- Rozmawiał z nią o mnie? - Chłopak zagryzł wargę, udając, że interesuje się bardziej tańcem niż konwersacją. Nil westchnęła, patrząc na niego.
                
- Podobno tak, zaraz po twojej pierwszej wizycie u niego. Wiem tylko, że mówił, że rwiesz się do tej pracy jak gazela do lwa.
                
- To twoje porównanie?
                
- Nie. Tak powiedziała Annie.
                
Przez moment tańczyli w milczeniu, aż Nil nagle stanęła i rozejrzała się. Kiedy zobaczyła wysoką sylwetkę Chrisa pokręciła głową z niezadowoleniem. Whiteman stał w otoczeniu kilku osób i dyskutujących o czymś intensywnie.
                
- Ciężko z nim wytrzymać, nie? - powiedziała, zwracając się jakby do siebie. Gabriel chciał odpowiedzieć, że jego szef istotnie nie ma przyjemnej osobowości, ale brązowooka zwróciła uwagę na kogoś innego. - O, Flora! - zawołała patrząc na dziewczynę stojącą w grupie. Czarnowłosa żywo gestykulowała przedstawiając swoje argumenty. Po chwili towarzystwo wybuchnęło śmiechem, tylko Whiteman ograniczył się do lekkiego wykrzywienia ust. Podniósł szklankę wypełnioną pomarańczowym płynem, ale nie napił się tylko rozejrzał po salonie. Jego spojrzenie przez pół sekundy zatrzymało się na Gabrielu. Chłopak odwrócił się do Nil, która już machała do Flory.
                
- Idziesz ze mną? - spytała wskazując na towarzystwo wokół Whitemana. Chłopak nie miał ochoty iść na spotkanie z człowiekiem, którego skutecznie unikał przez ostatnie pół godziny. Jednak zachowanie Chrisa, a zwłaszcza, to jak dobrze czuł się w tym domu wśród ludzi częściowo całkiem obcych jemu, drażniło go. Przekora wzięła górę i Gabriel podszedł z Nil do wyjścia na taras, gdzie stała Flora i Dave, i Christian Whiteman.
                
- A już myślałam, że sobie pojechałeś zanim wszystko się rozkręci - powiedziała Flora do Gabriela.
                
- Nie doceniasz mnie, rybko - powiedział brunet, zerkając na Dave, który z kolei spojrzał na niego podejrzliwie. Gabriel posłał mu nieśmiały uśmiech, co tylko zirytowało Dave'a.
                
- Nie pozwalaj sobie - mruknął zazdrośnie obejmując Florę w talii. Gabriel czuł na sobie wzrok zaciekawionych osób, a zwłaszcza Chrisa. Choć nie potrafił ocenić, czy jego szef był zainteresowany tym co, on mówił.
                
- Na twoim miejscu pilnowałbym raczej własnych spodni - odparł Gabriel przysuwając się do Dave'a o krok. Odskoczył, kiedy blondyn nachylił się nad nim i próbował sięgnąć do jego szyi.

- Ciota - wyszeptał, ale Gabriel był pewien, że poza nim słyszało to jeszcze kilka osób. Jednak na pewno nie Whiteman, który stał zbyt daleko, i to podniosło Gabriela na duchu. To zdecydowanie nie było dobre słowo na określenie tego, kim był.
                
- Dajcie spokój - powiedziała Flora mrożąc wzrokiem bruneta i odsuwając się od Dave'a.
                
- Ja tylko uprzedzam. - Gabriel wzruszył ramionami. Obok niego niespodziewanie pojawiła się Amanda z talią kart. Zaproponowała blackjacka, co spotkało się z aprobatą i większość osób przeniosło się do piwnicy, gdzie znajdowało się pomieszczenie imitujące kasyno. Stał tam również stół do bilarda, a w kącie kurzyło się pianino. Gabriel zauważył, że Flora i Nil rozmawiają o czymś przyciszonym tonem. Do jego uszu dotarł jedynie zaciekawiony głos czarnowłosej:
                
- ...jest seme?
                
Ale dziewczyny nie brały udziału w grze i po chwili wróciły na górę, do salonu. Przy stole zostało pięć osób, Gabriel, Amanda, Chris, Dave i jakiś osiłek, do którego Whiteman zwracał się "Igo". Rudowłosa rozdała karty, bo nikt nie chciał zostać "krupierem" i rozpoczęła się kolejka.

~***~

Godzinę później Chris przegrał wszystkie dwadzieścia dolarów, które miał przy sobie, ale nie wyglądał na zmartwionego z tego powodu. Gabriel miał połowę ze swoich pieniędzy, tyle samo udało zatrzymać się Dave'owi, Igo został z jedną trzecią swojej puli, a Amanda z kolejki na kolejkę stawała się coraz bogatsza. Rudowłosa uśmiechała się wyciągając kolejne karty. Nikt nie śmiał zaprotestować, że mogła je rozdać nie całkiem sprawiedliwie.
                
- Zostało mi tylko to - Christian wyciągnął z kieszeni kluczyki. Gabriel zauważył, że po jego twarzy przemknął cień zadowolenia. Wydało mu się to dziwne, ale nie skomentował.
                
- Naprawdę chcesz przegrać samochód, Christiano? - spytała Amanda z uśmiechem.
                
- Chcę grać - odparł Whiteman odchylając się na krześle. Gabrielowi przemknęło przez myśl, że jego szef gdyby tylko chciał, potrafiłby zmusić każdego z graczy do wyłożenia na stół najcenniejszych dla nich rzeczy, bo miał przytłaczającą mentalność lidera-manipulanta.
                
Kolejna kolejka nie przyniosła wielkiej niespodzianki biorąc pod uwagę to, co zdarzyło się wcześniej. Rachunek prawdopodobieństwa nie zawiódł i Whiteman przegrał auto. Amanda wzięła w palce kluczyki do toyoty i zamachała nimi. To ona okazała się największym zwycięscą, wręcz tryumfatorem.
                
- Koniec, wypadasz z gry, Christiano - powiedziała zbierając karty i tasując je wprawnym ruchem. Whiteman wstał z krzesła i oznajmił mrugając do dziewczyny:
                
- Będę tęsknił, Mandy.
                
I po prostu sobie poszedł. Gabriel patrzył na jego oddalającą się sylwetkę, a kiedy zniknęła za drzwiami prowadzącymi na górę, również wstał.
                
- Chyba zrobię sobie przerwę - powiedział odkładając karty.
                
Gdy wspinał się po schodach usłyszał jeszcze jak Dave mówił:
                
- Nie spiesz się.

~***~

                
Gabriel szukał wzrokiem kogoś znajomego, ale jego myśli ciągle krążyły wokół błękitnookiego mężczyzny. Zastanawiał się, dlaczego Chris niemal oddał swój samochód Amandzie. Chyba nie grał tak na serio? Przecież musiał jakoś wrócić do domu. Ach, no tak, przecież z pewnością ktoś by go podwiózł, ale brunetowi coś mówiło, że to mało prawdopodobne rozwiązanie. Było zbyt naturalne, zbyt oczywiste. Gabriel doszedł do wniosku, że jeśli chce się dowiedzieć jak Chris zamierza rozwiązać ten problem musi wrócić do roli obserwatora, w którego wcielił się na początku imprezy. Rozejrzał się, ale nigdzie nie zauważył eleganckiej postaci. Cholera, jak naprawdę chcę coś wiedzieć, to on ucieka, pomyślał brunet. 

poniedziałek, 14 lipca 2014

Dziewiętnaste piętro - rozdział 3.

Rozdział 3.


Gabriel wyszedł spod prysznica pogwizdując sobie „Pieski małe dwa”. Zaczął zakładać koszulkę, ale zorientował się, że nie wziął z szuflady bokserek. Nie przestając pogwizdywać wyszedł z łazienki owinięty jedynie w ręcznik i stanął oko w oko z Florą, która właśnie wróciła z zakupów. Zauważył, że się lekko zaczerwieniła.

- Ostrzegaj jak urządzasz paradę w ręczniku po NASZYM korytarzu - powiedziała i zatrzasnęła drzwi wyjściowe stopą. Trzymała w obydwu rękach siatki z mrożonymi warzywami i owocami morza.

- Myślałem, że idziemy na imprezę - Gabriel poprawił ręcznik na biodrach zaglądając do plastikowej torby z zakupami.

- Idziemy, ale to są nasze zapasy. Dzisiaj jest piątek, drugi tydzień miesiąca, twoja kolej na zakupy. Nawet o tym zapomniałeś. Chyba, że przechodzisz na dietę zero kalorii - zaczęła wkładać pudełka do zamrażalnika. Gabriel poczuł jak mu burczy w brzuchu, od wczoraj miał w ustach tylko shake’a. Zgarnął szybkim ruchem jabłko i usiadł na parapecie w niewielkiej kuchni zajmując część cennej przestrzeni. A także, jak się okazało kiedy zobaczył minę Flory, odsłonił fragment ciała dotąd ukrytego pod ręcznikiem.

- Fajnie wiedzieć, że nie jesteś obojętna na moje wdzięki - mrugnął do dziewczyny i zeskoczył na podłogę.

- Powstrzymuję się przed zwymiotowaniem, istotnie - powiedziała dziewczyna chowając pudełko ciastek do szafki. - Idę się kąpać!

- Hej, jeszcze stamtąd nie wyszedłem. To jest, nie ubrałem się - zaprotestował Gabriel zeskakując z parapetu i szybkim krokiem udając się do łazienki. Niestety, Flora pierwsza dopadła drzwi i zatrzasnęła mu je przed nosem. Chłopak oparł się o drzwi czołem, ale już po chwili na jego ustach pojawił się uśmiech. Poszedł do swojego pokoju i założył bokserki, po drodze zabierając czarny flamaster. Zamierzał ozdobić kilkoma napisami mangi Flory, które skrywała na półce za książkami. Jednak kiedy znów znalazł się na korytarzu, drzwi łazienki były otwarte, a z pokoju dziewczyny dobiegał odgłos rozmowy. Gabriel zebrał swoje ubrania, które wciąż leżały na pralce i włożył je. Czarny flamaster wepchnął do kieszeni dżinsów.

- Hej, jeszcze stąd nie wyszłam - powiedziała Flora, stając w drzwiach. Jej czarne włosy ociekały wodą, a jedyną osłonę stanowił ręcznik.

- I paradujesz w ręczniku - dodał Gabriel i wyciągnął szczoteczkę do zębów. Zaczął ostentacyjnie szorować. Dziewczyna przewróciła oczami i oparła się o ścianę czekając aż tamten skończy.

- A nie jesteś ciekawy kto dzwonił? - spytała niby od niechcenia.

Nie, twoje rozmowy z Davem nie są interesujące. W kółko kochanie i rybciu. Wy się wcale nie kłócicie? - spytał Gabriel nabierając wody w usta, żeby je przepłukać.

- Do darcia kotów ty mi wystarczasz. Możesz już wyjść? - Czarnowłosa wzdrygnęła się z zimna i objęła dłońmi ramiona.

- Nie krępuj się - chłopak posłał jej uśmiech, ale widząc minę mówiącą „wyjdź, albo ci pomogę” szybko opuścił pomieszczenie.

~***~

Willa Andie stała w bogatej, eleganckiej dzielnicy, w której nie wyróżniała się czymś konkretnym. Otaczał ją duży ogród, prowadzący do parkingu podjazd był wyłożony żwirem. Flora stwierdziła, że szpilki nie pasują do takiego podłoża, kiedy tylko wysiadła z samochodu Dave’a. Obok nich zaparkował motocykl Gabriela. Poszli w głąb ogrodu skąd dochodził dziwny zapach i głośna muzyka, ale poza tym nie było słychać żadnych rozmów ani krzyków. Czuć było woń spalenizny.

Flora szła ostatnia przytrzymując się ramienia Dave’a, a Gabriel jako pierwszy zobaczył to, co działo się nad basenem. Mężczyzna w przemoczonej błękitnej koszulce trzymał gaśnicę nad krzakiem, na którym przed godziną rosły z pewnością róże, bo tuż obok leżał jeden nadpalony herbaciany kwiat. Widać było, że jakiekolwiek zagrożenie pożaru zostało już zażegnane i gwar rozmów, który na chwilę przycichł, zagłuszył ciszę przerywaną psykaniem gaśnicy i muzyką. Imprezowicze wrócili do przerwanych zajęć rozpraszając się wokół basenu. Ktoś wjechał na żwirowy podjazd srebrną toyotą a po chwili rozległ się odgłos trzaśnięcia drzwiczek samochodu, ale nikt nie zwrócił na przybyłego uwagi. Tylko jedna osoba ruszyła w tamtym kierunku. Była to rudowłosa dziewczyna, która zatrzymała się obok Gabriela.

- Grill nam się rozprzestrzenił, ale już po wszystkim - chłopakowi wydało się, że była zawiedziona. - Jestem Amanda.

- Grill? To znaczy mam na imię Gabriel - przestał patrzeć na dymiący krzak i przeniósł wzrok na Amandę.

- Jak to zrobiliście? - spytał Dave podchodząc do nich. Flora puściła jego rękę kiedy stanęła na pewniejszym podłożu jakim były płytki ciągnące się od basenu.

- Nie chciało się rozpalić i ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby użyć dezodorantu pryskając na zapalniczkę - powiedział mężczyzna, który stanął za Amanda obejmując ją w pasie. Był to nie kto inny, tylko Christian Whiteman. Kiedy Gabriel to sobie uświadomił cofnął się odruchowo.

- Skąd wiesz? - spytała rudowłosa odwracając się do Chrisa.

- Widziałem już ten numer dwa razy u Paula - odparł błękitnooki. Uśmiechnął się, a Gabriel znów zrobił krok do tyłu. Pod stopą poczuł nierówność.

- Czy mógłbyś… - Dave zawiesił głos chcąc przypomnieć sobie, jak nazywa się osoba stojąca na jego bucie.

- Jałski - podpowiedział Whiteman.

- Sorki - mruknął Gabriel i odsunął się na bok jakby chciał się schować. Przyszło mu na myśl, że plotki kłamią. W tedy, w windzie, kiedy usłyszał, że jego szef woli chłopaków nie chciał w to uwierzyć i chyba szukał potwierdzenia tej plotki. Jednak teraz, patrząc na Amandę i Chrisa wszystkie teorie legły w gruzach. A może to nic nie znaczyło? Może mógłby to sprawdzić?

- O czym tak intensywnie myślisz, loczku? - zainteresowała się Amanda.

- O nikim - Gabriel zdał sobie sprawę, że wpatruje się w rękę Whitemana, tę na boku rudowłosej. Zaraz, jak ona go nazwała? Loczku?! Przy jego szefie…Powstrzymał się od wygłoszenia złośliwej uwagi na temat włosów Amandy.

- Masz niesamowitą zdolność wyłączania się. Chodźcie, Andie ma świetne płyty - powiedziała rudowłosa i poszła pierwsza w kierunku willi szepcząc coś do ucha Chrisowi.

- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha - odezwała się Flora do Gabriela.

- Nie lubię go i tyle. Gdybym wiedział, że tu będzie to nie przyjechałbym.

- Próbowałam ci powiedzieć, ale nie chciałeś słuchać. Poza tym on chyba nie jest takim gburem za jakiego go masz.
Chłopak spojrzał w kierunku Whitemana, który właśnie opowiedział jakąś anegdotę, bo wszyscy się roześmieli. Kopnął kamyk i poszedł w kierunku reszty znajomych.

Amerykański Five O'Clock

Tym razem utwór, który zawiera równo 150 słów. Zapraszam :)

Amerykański Five O'Clock

Adam Helland wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer. Stał naprzeciwko przeszklonej ściany na ostatnim piętrze apartamentowca patrząc na popołudniową panoramę Nowego Jorku.

- O której? – spytał bez ogródek.

- Jak tam nasz maluszek?

- Mark, zostaw te swoje makabryczne porównania. Na którą mam ustawić odliczanie?

- Piąta trzydzieści dwa, w Central Parku. Na razie, złotko – Mark rozłączył się zanim zrobił to Adam.

Anglik odwrócił się i ustawił godzinę w leżącym na biurku komputerze. Rozpoczęło się odliczanie. Chwilę patrzył na zmieniające się liczby, zostało trzydzieści jeden minut do eksplozji. Postanowił przez ten czas wypić herbatę. Wyjął z szafki puszkę i nalał wody do czajnika. Odstawił go i włączył. W momencie, kiedy zaczął wsypywać herbatę do wyparzonego kubka coś zmieniło się na ekranie komputera. Spojrzał na zegar odliczający minuty. Zostało piętnaście sekund, czternaście, trzynaście… Kiedy licznik wskazał zero widok za oknem rozjaśniła pomarańczowa łuna. Cichy szum czajnika ustał.

- Amerykańska technologia bywa zabójcza – Adam pokręcił głową.

czwartek, 10 lipca 2014

Komunikat

Witam,
Na początku chciałabym przeprosić wszystkich czytelników (o ile takowi istnieją) za pewnie opóźnienia. Związane były one z awarią komputera i wyjazdem, co niestety uniemożliwiało dodawanie postów. Chciałabym także poinformować, że na 99% rozdział 3. pojawi się 13 lipca.
Mam do Was także prośbę. Jeżeli ktokolwiek to czyta, bardzo proszę o skomentowanie. Chciałabym wiedzieć, czy są osoby, które interesują się tym blogiem i czy jest sens prowadzenia go nadal. Więc byłabym bardzo wdzięczna za zostawienie po sobie śladu w postaci komentarza, nawet jeśli byłoby to "Podoba mi się/Nie podoba mi się". Naprawdę zależy mi na waszej opinii :)
Jeszcze raz przepraszam za opóźnienia.
Saeth