Zdjęcie
David wyszedł z domu trzaskając drzwiami. W głowie dźwięczały mu jeszcze słowa ojca: „Nie można ci ufać, smarkaczu”. Wszystko tylko dlatego, że wrócił dwie godziny później niż rodzice mu nakazali. Swoją drogą miał już te siedemnaście lat, nie musieli go tak kontrolować. Nie wierzyli, że nie spędził tego czasu na piciu kolejnego piwa. Prawdę mówiąc, nie wypił wcale tak dużo. Rozmowa z Samem była znacznie atrakcyjniejsza niż alkohol. Kiedy spojrzał na zegarek i powiedział, że musiał wracać, Cassie, Sam i Lily zaproponowali, że go odprowadzą. Dziewczyny nieszybko odpuściły sobie spacer i niewiele brakowało, a wprosiłyby się Samowi do mieszkania.- Rodzice w Szkocji, Annie u koleżanki. Cała willa nasza - powiedział Sam, kiedy zostali sami. David zawahał się przez moment, ale pokręcił głową. Durne poczucie obowiązku wzięło górę. Gdyby nie to, nie musiałby się martwić ojcem i jego wyrzutami. Leżałby w tej niebieskiej pościeli, kręcąc na palcu popielaty kosmyk włosów Sama.
Oderwał się od rozmyślania i przekręcił kluczyk w stacyjce. Wrzucił pierwszy bieg i wyjechał z podjazdu z piskiem opon. Ojciec, Sam, tata, blondyn - przed oczami pojawiały mu się na zmianę dwie twarze. Zaślepiała go złość na jednego, a za drugim tęsknił. Idiotyczna biologia, pieprzone geny! Ojciec Davida też był nerwowy, to po nim chłopak odziedziczył temperament. Sięgnął do wajchy, ale jego dłoń trafiła w coś skórzanego. Zmienił bieg i wziął do ręki brązowy portfel leżący na fotelu pasażera. Otworzył go przejeżdżając skrzyżowanie na czerwonym świetle. Za folią widniało zdjęcie dwóch roześmianych chłopaków. Sam udawał, że celuje z pistoletu-palców do fotografa, którym była Cassie. David został uchwycony w momencie wskakiwania na plecy blondyna i mrugał do dziewczyny stojącej przed nim.
Chłopak zagryzł dolną wargę i przyspieszył. Wszedł w ostatni zakręt. Nie zatrzymał się widząc opuszczający się szlaban. Zdążę, pomyślał i wcisnął pedał gazu. Sekunda i nic już nie czuł. Ani przyspieszonego adrenaliną pulsu ani złości na ojca, ani uczucia do Sama, którego jeszcze nie zdążył nazwać.
~***~
Pociąg przeciął na pół srebrną toyotę. Tyle najpierw zobaczył Sam w telewizyjnym programie informacyjnym, kiedy przeskakiwał bezmyślnie po kanałach. Przerzucił na następny, ale po chwili coś sobie przypomniał i wrócił do wypadku na torach. Chcąc się przekonać, że tylko mu się wydawało. Ale nie, to był samochód Davida. Mechanicznym ruchem odstawił kubek z kakao na stół. A potem wybiegł nie zamykając drzwi.
Do miejsca, w którym stał wrak dotarł w dziesięć minut. Resztki srebrnego auta ogrodzone zostały taśmą policyjną. W środku samochodu nie zobaczył nikogo. Może już go zabrali? Może nie było czego zabierać? A może to wcale nie był David? Chciał znać odpowiedź na tyle pytań, ale nie miał już komu zadać tego najważniejszego. Kochasz mnie, Dave, ty buntowniczy romantyku? Stał tam patrząc jak głupek na zmiażdżoną przez pociąg toyotę. Boso, w koszulce z napisem Take it easy i nie mógł się zdecydować na żaden ruch.
- Samuel Northland? - poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, głos tej osoby był ostry. Odwrócił się i zobaczył policjantkę. Minę miała niepewną. Skinął głową dając odpowiedź na jej pytanie. Wyciągnęła przed siebie jakiś papier, pokryty kilkoma kroplami zaschniętej krwi.
- Starszy sierżant Elizabeth Owen - mignęła mu przed oczami odznaką. - To dla pana, przykro mi z powodu tego... Jednak proszę się już tutaj nie kręcić.
Odeszła zostawiając mu zdjęcie. Nie wiedział, że David je ma. Nie, on je miał - poprawił się w myślach. Spojrzał na nie, twarze dwóch cieszących się życiem chłopaków. Jeden z nich został już tylko na tym zdjęciu. Sam osłonił twarz, by ukryć płynącą po policzku łzę. Odwrócił fotografię. Zamaszysty napis głosił:
Dwóch szalonych