Kontakt

Jeśli chcesz być informowany/na o nowych postach, masz jakieś pytania lub po prostu chcesz się podzielić swoją opinią, nie wahaj się pisać :)
GG:
51088874
e-mail: saeth500@gmail.com

niedziela, 15 czerwca 2014

Ostatnie życzenie

Przedstawiam Wam moje pierwsze opowiadanie. :)
Jest to one-shot. Jako, że to pierwsze opowiadanie, bardzo zależy mi na Waszej opinii.
Mam nadzieję, że choć części z Was się ono spodoba. Miłej lektury!

Ostatnie życzenie

Darren szedł długim korytarzem, odgłosy kroków były tłumione przez dywan ciągnący się aż do bogato rzeźbionych drzwi sali tronowej. Co jakiś czas rozlegał się grzmot i błysk, na zewnątrz szalała burza. Strażnicy spojrzeli na siebie porozumiewawczo, gdy znalazł się w odległości dziesięciu metrów od nich. Stało się dla nich jasne, że chciał wejść do sali, gdzie odbywała się audiencja. Skrzyżowali halabardy zagradzając mu drogę.

- Nie każcie mi tego użyć, zdrajcy - chwycił za rękojeść miecza. Zawahali się, patrząc na księcia z zaskoczeniem, rozstąpili się, ale bez zwyczajowego skłonienia głowy. Pchnął drzwi i wkroczył bezceremonialnie do sali zamiatając podłogę swoim długim, granatowym płaszczem. Nikogo nie dostrzegł w pierwszej chwili, rozejrzał się  i w świetle błyskawicy zobaczył wyłaniających się zza zasłony dwie postaci w zielonych płaszczach. Darren wyciągnął miecz i uniósł go kierując w stronę mężczyzn.
       
- Gdzie król? - spytał opanowując zdenerwowanie.
       
- Spokojnie, książę - odpowiedział wyższy i młodszy z nich.
       
- Generale Labrandzie, gdzie jest mój ojciec? - przeszedł kilka kroków do przodu z wciąż uniesionym mieczem. Patrzył na generała z rosnącym zaniepokojeniem, którego nie starał się już maskować.
       
- Przyszedł czas na zmiany, twój ojciec, Terwan II nie chciał tego zrozumieć. Ty też odmówiłeś współpracy, więc będziesz musiał zostać usunięty - odparł drugi mężczyzna, zgarbiony brodacz. Zszedł z podwyższenia, na którym stał tron, a do sali wbiegło kilku żołnierzy, którzy na granatowych mundurach mieli zielone płaszcze. Jeden z nich rozciął skórę na dłoni księcia, miecz wypadł Darrenowi ręki. Huk grzmotu zagłuszył dźwięczne uderzenie stali o kamienną podłogę. Żołnierze wyglądali na doskonale przygotowanych, jeden dotknął czubkiem miecza pleców księcia, drugi skrępował mu nadgarstki.
       
- Jesteś aresztowany i skazany na śmierć jako element szkodliwy dla nowego porządku - powiedział Labrand stając obok Darrena i patrząc mu poważnie w oczy.
       
- Rewolucja zjada własne dzieci, generale - powiedział książę unosząc głowę, którą musiał pochylić podczas związywania przez żołnierzy rąk za plecami.
       
- A brak rewolucji niszczył nasze państwo, jeśli operujemy przenośniami. Liczę się z konsekwencjami, książę, dlatego chciałem żebyś przyłączył się do nas. Odpowiedzialność byłaby twoim zmartwieniem, ale też przywilejem. A tak to zostałeś zdrajcą - mężczyzna odwrócił się i spojrzał przez witrażowe okno, za którym szalała burza. Książę został wyprowadzony z sali przez żołnierzy, nie próbował się szamotać i uciekać, to pewnie tylko przyspieszyłoby nieuniknione. Przed wpuszczeniem go do celi rozwiązali mu sznur krępujący ręce. Darren syknął do strażników, którzy zamykali za nim drzwi jego komnaty:
       
- Nie dogadamy się, panowie? Wiecie ile dostali ci, którzy pilnowali sali tronowej?
       
- Ty i tak nie masz już nawet honoru - odparł mężczyzna i zatrzasnął drzwi. Książę prychnął i oparł się o ścianę zaplatając ręce na piersi. Honorowi nigdy nie hołdował, nie mógł pojąć jak można poświęcać się dla tradycji, rewolucjoniści też najwyraźniej nie byli jej zwolennikami. A mimo to, nie chciał walczyć razem z nimi. Zabili jego ojca, matkę, a nawet przyszłą żonę, które były razem z królem na spotkaniu ze zdrajcami-generałem i mistrzem Awinem. I postanowili urządzić przedstawienie dla ludu, by wiedział, że oto rozprawiają się z dawną władzą, która gnębiła obywateli nakładając coraz większe podatki i organizując bale na przemian z rozpętywaniem wojen.
       
Książę uderzył pięścią w kamienną ścianę. Nie było słychać nawet puknięcia, bo hałas gromu zagłuszył inne dźwięki na dłuższą chwilę. Darren nie miał ochoty płakać, jeszcze tego brakowało, żeby się rozkleił. Zapatrzył się w sufit, łzy po chwili przestały cisnąć się do oczu.
       
Podszedł do okna, lubił burzę, była jak spektakl. Nie mógł wiele zobaczyć przez szybę, padał rzęsisty deszcz, a błyski oślepiały go od czasu do czasu. Pomyślał, że po tej burzy zostanie tylko wilgoć i wspomnienie, a po nim pewnie nic. Może nawet wymażą jego imię z ksiąg?
       
Spróbował przywołać z pamięci ważne wydarzenia ze swojego dwudziestojednoletniego życia. Jednak przed oczami miał tylko twarz śpiącego muzyka zamkowego, Keitha . Cholernie spokojne oblicze.
       
Darren pamiętał doskonale poprzednią noc, poranek właściwie. Było to po balu zaręczynowym z księżniczką Astaną. Muzyk skłonił się po zakończeniu ostatniego utworu pożegnany oklaskami, schował mandolę i zerknął na księcia, który wskazał mu ledwo dostrzegalnym ruchem głowy drzwi swojej komnaty. Nikt nie zauważył gdzie udał się Keith. Książę przycisnął muzyka do ściany i pocałował go, mocno, niemal agresywnie. Czekał na niego tak długo, prawie dwa tygodnie męczarni, a może i kilka lat. Sam już nie potrafił ocenić od kiedy go pragnął. Keith rozpiął bogato zdobioną szatę księcia delikatnymi dłońmi, a on wczepił mu się palcami we włosy. Oderwał usta od jego warg i poczuł ciepły, przyspieszony oddech na szyi...
       
Z zamyślenia wyrwały go kroki na korytarzu, zerknął przez okno, burza szalała w najlepsze, czyli jeszcze nie szli po niego. Odgłos obcasów na kamiennej posadzce oddalił się. Książę chciał odetchnąć z ulgą, ale coś mu nie pozwalało. Strach. Jeszcze chwilę wcześniej go nie było, pojawił się nagle i książę zamknął oczy, i wziął głęboki oddech, żeby uspokoić serce, które zaczęło pompować krew dwa razu szybciej niż normalnie. A może uda mu się jakoś uciec, przecież nie wszyscy chętnie przeszli na stronę rewolucjonistów? Honoru może nie miał, ale pieniądze owszem. A może przez okno? Nie, wyszedłby jak ostatni szczur uciekający z tonącego statku. Pomyślał, że nie wyjdzie z zamku żywy nawet jeśli opuści więzienie.
       
Zdał sobie sprawę, że nic po sobie nie zostawił. Nikt nawet nie zapamięta jego imienia, będą je wymazywać z ksiąg, lud zapomni, bo nic dla niego nie zrobił.
       
Otworzył oczy, a jego wzrok padł na ścianę. Przypomniał sobie poranne promienie słońca wpadające przez małe okno i chabrowe oczy Keitha, które błyszczały w tym świetle. Kiedy muzyk zasnął pod jego kołdrą, książę wymknął się do toalety zamykając starannie drzwi komnaty. Co by się mogło stać gdyby ktoś tam wszedł? Oznaczałoby to koniec, totalny koniec wszystkiego, łącznie z życiem Keitha. Kiedy wrócił zastał puste łoże, szukał Keitha w całym zamku, ale dowiedział się jedynie, że planowano rewolucję. Wybrał dobro rodziny, nie tyle królestwa, które było dla niego pojęciem abstrakcyjnym, chciał chronić rodziców i swoją przyszłą żonę, kobietę, której i tak nigdy by nie pokochał. Keith był sprytny, może nawet przyłączył się do rewolucjonistów?
       
Książę ponownie usłyszał kroki na korytarzu, za oknem widniała już tęcza. Uniósł głowę i odwrócił się w kierunku drzwi. Miarowe stukanie żołnierskich butów było coraz głośniejsze aż w końcu ustało i zastąpił je chrobot klucza w zamku.
       
- Idziemy, obywatelu - zwrócił się do Darrena niski i szczupły strażnik nie patrząc mu w oczy. Książę wymaszerował z komnaty z uniesioną głową i w asyście gwardii pałacowej podążył ciemnym korytarzem. Po chwili natknęli się na zarządcę królewskiego, który przywdział zielony płaszcz. Darren posłał mu wyniosłe, obojętne spojrzenie. Mężczyzna wydał krótki rozkaz jednemu ze strażników, którzy prowadzili księcia, a potem odszedł razem z tym niskim mężczyzną, który przyszedł po Keitha. Książę nie patrzył na nich, ruszył przed siebie, a za nim podążyło pięciu pozostałych strażników. Szli stukając obcasami, a odgłos kroków był jedynym dźwiękiem zakłócającym ciszę.
       
Książę przypomniał sobie, że kiedy był małym chłopcem bawił się w zamku w chowanego ze swoją opiekunką. Pewnego dnia znalazł tak dobrą kryjówkę w zapomnianym schowku na miotły zasłoniętym kotarą, że przez dwa dni szukała go połowa służby. Znalazł go dopiero Keith, którego ojciec również był muzykiem na dworze króla. Chłopiec, który był już wtedy drobny, ale przebiegły również szukał kryjówki, bo zwinął z kuchni kilka jabłek. Siedzieli wtedy w tym ciemnym schowku w ciszy chrupiąc jabłka. Wyszli dopiero gdy nakryła ich sprzątaczka, bo zaczęli się szamotać, nie pamiętał już o co się pokłócili.
       
Na zewnątrz zebrał się tłum, nic dziwnego, egzekucja była oderwaniem na chwilę od szarej rzeczywistości, żniw i wykopków czy co tam mieli wtedy w planach chłopi. Świeże pachnące wilgocią powietrze wypełniło płuca Darrenowi. Słońce wyszło zza chmur oświetlając malowniczo plac przed zamkiem. Zapowiadało się ładne popołudnie. Coś ścisnęło księcia w gardle kiedy przemknął wzrokiem po wykrzywionych krzykiem twarzach ludzi. Postanowił patrzeć tylko przed siebie, to znaczy na kata i stojącego obok niego ordynansa przywódcy rewolucjonistów, odzianego w jaskrawozielony płaszcz z kapturem i prostą szatę w takim samym odcieniu. Nad podwyższeniem wisiała pętla z grubego sznura. Droga do niej była tak okropnie krótka, kilka kroków i książę już stał obok. Strach zaczynał odpuszczać, a jego miejsce zajęło zrezygnowanie. Nie było żadnych szans na uratowanie skóry, a w cuda nie wierzył.
       
- W imieniu generała Labranda, nowego przywódcy Wunderlandu jesteś skazany...- czytał monotonnym głosem ordynans. - Masz prawo do ostatniego życzenia. - Mężczyzna w barwach rewolucji zszedł z podwyższenia i stanął obok przywódcy-generała. Książę rozejrzał się po tłumie jak przed wielkim przemówieniem, szukając natchnienia, bo nie był przygotowany na ostatnie życzenie. Namyślał się może sekundę.
       
- Powiedzcie Keithowi, że on spełnił moje ostatnie życzenie. Bez względu na to, co było potem.
       
Kat ułożył pętlę na szyi księcia i podszedł do mechanizmu uruchamiającego zapadnię. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył Darren był tłum rozstępujący się przed drobnym strażnikiem w zielonym płaszczu. 

1 komentarz:

  1. Muszę przyznać, że jest to mój pierwszy przeczytany one-shot i stwierdzam, że nie ostatni. Mam nadzieję, że będzie jeszcze drugi i trzeci, i kolejny.. One-shot napisany jest specyficznym językiem i chyba dlatego tak mnie wciągnął, ponieważ lubię wyszukane słownictwo. Jednym słowem - boskie.

    OdpowiedzUsuń