Kontakt

Jeśli chcesz być informowany/na o nowych postach, masz jakieś pytania lub po prostu chcesz się podzielić swoją opinią, nie wahaj się pisać :)
GG:
51088874
e-mail: saeth500@gmail.com

piątek, 20 czerwca 2014

Dziewiętnaste piętro - rozdział 2.

Rozdział 2.

Chris zamknął klapę laptopa i spojrzał na zegarek. Czwarta trzydzieści cztery. Skończył wcześniej niż się spodziewał. Najwyraźniej nie wyszedł jeszcze z wprawy w pisaniu poszczególnych warunków kontraktów dla zagranicznych firm. Minął rok odkąd przestał poprawiać Annie Wrong. Musiała wyrobić sobie siódmy zmysł i niemal czytać w jego myślach, a teraz nagle zaszła w ciążę i dyrektor musiał wrócić do stert dokumentów. Nie chciał tkwić w tym przez najbliższe półtora roku dopóki nie wróciłaby sekretarka. Potrzebował naiwniaka, który zastąpiłby Wrong na ten czas. Asystentka sama mu poleciła tego Polaka, który jak powiedziała "jest wulkanem humoru i uporu, ale jeśli uda się go nakłonić do przyjęcia tej posady to będzie najwierniejszym współpracownikiem". Problem polegał na tym, że idea legła w gruzach, kiedy tylko zaproponował Polakowi awans. Gabriel Jałowski wcale nie zrobił na nim pozytywnego wrażenia, wprost przeciwnie. Chłopak wydał mu się zarozumiałym gnojkiem, który ma dziką satysfakcję, kiedy nie spełni czyjegoś polecenia. Musiał wymyślić inny sposób nakłonienia Polaka do współpracy. Albo szukać kogoś innego. Prawdę mówiąc nie potrafił znajdować ludzi i oceniać ich kompetencji tak bezbłędnie jak Annie. Chociaż w wypadku Jałowskiego pomyliła się.
      

Wstał od biurka i schował laptop do pokrowca, spakował do teczki gruby notes i poszedł do łazienki. Wykąpał się w zimnej jak lód wodzie, musiał być rześki. Spodziewał się, że od rana odwiedzi go Polak. Zaczął obmyślać jak nakłoni Jałowskiego do podpisania umowy. Typ stanowczy, profesjonalista, ambitny. I podobno z poczuciem humoru. Trzeba go będzie ująć podstępem i inteligentnie, żeby się nie zorientował. Dać poczucie kontroli durnemu naciągaczowi, pomyślał.
      

Chris opuścił łazienkę odświeżony, a w jego głowie zaczął krystalizować się prosty plan. Wyszedł z domu i energicznym krokiem udał się do swojej srebrnej toyoty. Z piskiem opon włączył się w ruch nigdy nie zasypiającego miasta.

~***~

Jedenaste piętro, dwunaste, trzynaste... Gabriel patrzył na zmieniające się na wyświetlaczu cyferki. Ułożył już sobie, co powie szefowi i tym samym zakończy niemiłą znajomość.
      
Kiedy dotarli do osiemnastego piętra stało się jasne, że wysoki brodacz, którego wiek Gabriel ocenił na pięćdziesiąt lat, również zamierza udać się do gabinetu dyrektora.
      
- Jestem Gabriel Jankowski, doradca finansowy Motorbanku - chłopak przedstawił się, kiedy znów ruszyli w górę.
      
Rozumiem, że mamy spotkać się z tym samym człowiekiem? - brodacz wyciągnął  rękę - Jestem Daniel Wunsch. Chyba będziemy razem pracować, zostałem tu zaproszony na rozmowę. Jestem ciekaw, czy w tym, co mówią o twoim szefie jest chociaż ziarnko prawdy. Widzisz synu, każda plotka skądś się bierze, ma swoje źródła, genezę, korzenie. Wyrasta z jakiegoś podłoża, z czegoś kiełkuje... 
      
Gabriela zaintrygowało, w jakim celu Whiteman wezwał tego człowieka o tej samej porze, co jego. To nie mogło być przypadkowe. Dyrektor nie był człowiekiem, któremu zdarzało się coś absolutnie losowego. Gabriel pomyślał, że szefowi nie zdarza się nawet w niezamierzony sposób pochylić litery podpisując się.
      
Wunsch zaczynał się rozkręcać, ale winda zatrzymała się po krótkiej chwili. Dwóch mężczyzn opuściło ją, zauważając, że nie było sekretarki. Za to drzwi do gabinetu dyrektora otworzyły się i stanął w nich Whiteman. Uśmiechnął się, a raczej rozciągnął usta w grymasie imitującym uśmiech i powitał swoich gości. Gabriel zauważył, że brodacz był zafascynowany wnętrzem gabinetu szefa. 
     
- Panie Wunsch, mam dla pana umowę o pracę. Zresztą dla pana Jałowskiego też coś przygotowałem. 
     
Podszedł do biurka i wskazał dwa metalowe krzesła naprzeciwko siebie. Chłopak usiadł powoli, bo od poprzedniego razu, kiedy siedział na tym miejscu, nie mógł robić tego zbyt gwałtownie. Whiteman ułożył teatralnym gestem trzy druczki na blacie biurka w wachlarz i usiadł w swoim fotelu. Przesunął jeden z arkuszy w stronę Niemca.
   
Panie Wunsch, jeśli nadal jest pan zainteresowany ofertą zastępstwa proszę tu podpisać - wskazał długopisem wykropkowane miejsce na dole strony. Brodacz zaczął czytać dokument. Dyrektor okazał anielską cierpliwość przyglądając się mu z miną pokerzysty. Gabriel znał ten wyraz twarzy, często sam go przybierał podczas rozmów z wyjątkowo dociekliwymi klientami. Chłopak zerknął na to co leżało przed nim. Arkusz był odwrócony "do góry nogami" i Gabriel z trudem odczytał słowa sekretarz na jednym dokumencie i za porozumieniem stron na drugim. Whiteman podsunął mu je i zapytał:
   
Czy zmienił pan zdanie, co do mojej propozycji, panie Jałowski?      
   
Nie zmieniłem.
      
Wobec tego, będę się musiał z panem pożegnać. Proszę, przygotowałem panu inny wybór. 
      
Zwolnienie? - zapytał Gabriel, zanim zdążył ugryźć się w język. Wunsch oderwał się od studiowania swojej umowy i zaczął z zainteresowaniem przysłuchiwać się rozmowie.
      
Tak, w praktyce nie pracuje już pan tutaj, ale teoretycznie potrzebuję jeszcze podpisu.
      
Chłopak spojrzał na dyrektora z wyuczonym opanowaniem. Whiteman miał lodowo niebieskie oczy, nic nie dało się z nich wyczytać. Wziął długopis w dłoń i pochylił się by złożyć podpis, ale dyrektor odezwał się:
      
- Nie tak pochopnie - odsunął od Gabriela dokumenty i zwrócił się do Wunscha - Od jutra może pan zaczynać. 
      
Jeszcze nie podpisałem.
      
Więc na co pan czeka? Jutro od siódmej, proszę zgłosić się do Flory East, ona wszystko panu wyjaśni. 
   
Mężczyzna zawahał się, patrząc na dokument i stronę, której nie skończył czytać. Jednak wzrok Whitemana nie pozostawiał złudzeń, powinien w tym momencie złożyć podpis. Tak też zrobił. Pożegnał się i wyszedł z gabinetu. Na krótką chwilę zapadła cisza. Gabriel miał wrażenie, że słyszy każde ze swoich trzech mrugnięć. Postanowił przerwać milczenie.
   
Też chciałbym już pójść, więc jeśli...
   
Mam coś przeciwko - szef przesunął w kierunku chłopaka dwa dokumenty i położył przed nim długopis z logo banku. - Proszę o jeden podpis i pożegnamy się na dzisiaj. 
      
Na dzisiaj? 
   
Zwolnienie ma specjalny warunek. Ale awans wciąż jest aktualny.
   
- A jeśli znajdę trzecią opcję? - Gabriel uśmiechnął się i odsunął od biurka dotykając plecami niewygodnego oparcia.
   
- Jeśli istnieje trzecie wyjście to znam je tylko ja - zapewnił Whiteman. Głos mu zadrżał, kiedy wypowiedział ostatnie słowo. Brunet odniósł wrażenie, że szef próbuje się kontrolować, ale kiepsko mu to wychodzi. Poruszył się, bo oparcie dawało mu się we znaki. Wrócił do poprzedniej pozycji. Położył dłonie na blacie biurka i zaczął bawić się długopisem.
   
- Bo jest pan Jamesem Bondem i Strażnikiem Teksasu? A właściwie to po co zaprosił pan Wunscha?
   
- Może powinniśmy przejść na ty? - dyrektorowi zmienił się wyraz twarzy. Wyglądał jakby chciał udobruchać Gabriela.
   
- W porządku. Jestem Gabriel, w skrócie Gabi - chłopak odłożył długopis. Facet coraz bardziej działał mu na nerwy.
   
Christian. Nie uważam, żeby powinien cię interesować powód dla jakiego chciałem rozmawiać z twoim zastępcą - powiedział dyrektor lodowatym tonem kładąc nacisk na ostatnie dwa słowa. - Masz wybór i myślę, że podejmiesz właściwą decyzję. - Whiteman na powrót stał się profesjonalnie poważnym biznesmanem. Chłopak uniósł jedną brew.
   
Nie mam żadnego wyboru. I tak, i tak musiałbym z tobą współpracować. - wstał szurając metalowym krzesłem po płytkach na podłodze.
   
Możesz stąd wyjść i zostaniesz zwolniony dyscyplinarnie. Dostaniesz wilczy bilet i niezbyt kolorową przyszłość - dyrektor założył nogę na nogę, ukazując idealnie wypastowane, czarne buty. Nonszalancja Whitemana zaczynała drażnić Gabriela. Obrzucił go złym spojrzeniem nie starając się kryć swojej niechęci.
   
Po prostu to zakończy, szefie. Jesteś tak leniwy czy nieudolny, że nie potrafisz znaleźć nikogo na moje miejsce? 
   
Nie trafiłeś, Sherlocku. Tracę czas rozmawiając z tobą.
   
No tak, bo najlepiej to strzelić... znaczy, nie chcesz ze mną gadać, to spadam. Więcej mnie nie będziesz musiał oglądać. - chłopak wstał i ruszył do drzwi. Położył dłoń na klamce i zawahał się przez ułamek sekundy. Pewnie gdyby się odwrócił, zobaczyłby malujący się na twarzy Whitemana irytujący uśmieszek.
   
Gabriel, proszę - usłyszał za plecami. Odwrócił się. Dyrektor wstał i stanął z drugiej strony biurka. Brunet spojrzał na otwarte drzwi i poczuł, że musi temu manipulantowi powiedzieć coś ważnego.
   
Wiesz gdzie to mam?
   
Ostro. Unosisz się honorem, tak? Wiesz gdzie ja go mam? 
   
- Nie chcę wiedzieć. Zwolniłeś mnie, nie wystarczy ci to? - Gabriel trzasnął drzwiami, bo w przeciwnym razie zrobiłby to samo z głową szefa. Podszedł do niego. Grymas na twarzy Whitemana irytował go coraz bardziej.
   
Nie zwolniłem. Ale będzie bolało jak to zrobię, Polaku. Twoja reputacja ucierpi tak bardzo, że wrócisz w podskokach do swojego kraju. 
   
Gabriel zacisnął pięści. Facet coraz bardziej działał mu na nerwy.
   
Dobra, co masz w zamian za bycie twoim podnóżkiem? - powiedział opanowując się i podnosząc głowę, by spojrzeć w niebieskie oczy szefa. Dyrektor wciągnął powietrze, ale nie cofnął się. Gabriel pomyślał, że albo mu się tylko zdawało, albo przez twarz Whitemana przeszedł cień ulgi.
   
- Proponujesz mi deal? Ha, ha. Będziesz miał kasę, samochód, telefon, komputer. Czego jeszcze chcesz? - powiedział, a chłopaka owionął miętowy oddech. Przez głowę przebiegła mu szalona myśl, że mógł zażądać czego tylko chciał. Odrzucił ją szybko. Sięgnął po leżący na biurku dokument i podpisał. Nie patrząc już na szefa, wyszedł. Dlaczego ten facet tak cholernie go drażnił? Postanowił pójść na shake'a.
   
Kiedy już stał przed nim koktajl o smaku truskawkowym, do opustoszałego o tej porze bufetu weszła Flora i zamówiła mocną kawę.
   
- Jakiś święty Mikołaj ma cię zastąpić. Przez pół godziny tłumaczyłam mu, czym się różni niszczarka od drukarki. 
   
Gabriel przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Poznali się w klubie, dziewczyna świetnie tańczyła. On opowiadał jej polskie żarty i do tej pory nie wiedział czy śmiała się szczerze czy z grzeczności. Za to od początku wyczuł, że liczyła na coś więcej, ale była dla niego tylko przyjaciółką.
   
Hej, słuchasz mnie? Coś się stało? - dotarł do niego jej głos. Pokręcił głową po chwili. Bo czy coś ważnego się wydarzyło?
   
Szefuńcio mnie przekonał. I wkurzył - oznajmił i opowiedział o swojej wizycie w gabinecie Whitemana. Wysłuchała go, jak zwykle, z uwagą.
   
Za bardzo to bierzesz do siebie. Wyluzuj się. Andie ma dzisiaj urodziny. Idziesz ze mną na imprezę?zaproponowała, dopijając kawę.
   
Chyba nie mogę odmówić - uśmiechnął się na myśl o odreagowaniu po rozmowie z Whitemanem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz