Rozdział 3.
Gabriel wyszedł spod prysznica pogwizdując sobie „Pieski małe dwa”. Zaczął zakładać koszulkę, ale zorientował się, że nie wziął z szuflady bokserek. Nie przestając pogwizdywać wyszedł z łazienki owinięty jedynie w ręcznik i stanął oko w oko z Florą, która właśnie wróciła z zakupów. Zauważył, że się lekko zaczerwieniła.
- Ostrzegaj jak urządzasz paradę w ręczniku po NASZYM korytarzu - powiedziała i zatrzasnęła drzwi wyjściowe stopą. Trzymała w obydwu rękach siatki z mrożonymi warzywami i owocami morza.
- Myślałem, że idziemy na imprezę - Gabriel poprawił ręcznik na biodrach zaglądając do plastikowej torby z zakupami.
- Idziemy, ale to są nasze zapasy. Dzisiaj jest piątek, drugi tydzień miesiąca, twoja kolej na zakupy. Nawet o tym zapomniałeś. Chyba, że przechodzisz na dietę zero kalorii - zaczęła wkładać pudełka do zamrażalnika. Gabriel poczuł jak mu burczy w brzuchu, od wczoraj miał w ustach tylko shake’a. Zgarnął szybkim ruchem jabłko i usiadł na parapecie w niewielkiej kuchni zajmując część cennej przestrzeni. A także, jak się okazało kiedy zobaczył minę Flory, odsłonił fragment ciała dotąd ukrytego pod ręcznikiem.
- Fajnie wiedzieć, że nie jesteś obojętna na moje wdzięki - mrugnął do dziewczyny i zeskoczył na podłogę.
- Powstrzymuję się przed zwymiotowaniem, istotnie - powiedziała dziewczyna chowając pudełko ciastek do szafki. - Idę się kąpać!
- Hej, jeszcze stamtąd nie wyszedłem. To jest, nie ubrałem się - zaprotestował Gabriel zeskakując z parapetu i szybkim krokiem udając się do łazienki. Niestety, Flora pierwsza dopadła drzwi i zatrzasnęła mu je przed nosem. Chłopak oparł się o drzwi czołem, ale już po chwili na jego ustach pojawił się uśmiech. Poszedł do swojego pokoju i założył bokserki, po drodze zabierając czarny flamaster. Zamierzał ozdobić kilkoma napisami mangi Flory, które skrywała na półce za książkami. Jednak kiedy znów znalazł się na korytarzu, drzwi łazienki były otwarte, a z pokoju dziewczyny dobiegał odgłos rozmowy. Gabriel zebrał swoje ubrania, które wciąż leżały na pralce i włożył je. Czarny flamaster wepchnął do kieszeni dżinsów.
- Hej, jeszcze stąd nie wyszłam - powiedziała Flora, stając w drzwiach. Jej czarne włosy ociekały wodą, a jedyną osłonę stanowił ręcznik.
- I paradujesz w ręczniku - dodał Gabriel i wyciągnął szczoteczkę do zębów. Zaczął ostentacyjnie szorować. Dziewczyna przewróciła oczami i oparła się o ścianę czekając aż tamten skończy.
- A nie jesteś ciekawy kto dzwonił? - spytała niby od niechcenia.
- Nie, twoje rozmowy z Davem nie są interesujące. W kółko kochanie i rybciu. Wy się wcale nie kłócicie? - spytał Gabriel nabierając wody w usta, żeby je przepłukać.
- Do darcia kotów ty mi wystarczasz. Możesz już wyjść? - Czarnowłosa wzdrygnęła się z zimna i objęła dłońmi ramiona.
- Nie krępuj się - chłopak posłał jej uśmiech, ale widząc minę mówiącą „wyjdź, albo ci pomogę” szybko opuścił pomieszczenie.
~***~
Willa Andie stała w bogatej, eleganckiej dzielnicy, w której nie wyróżniała się czymś konkretnym. Otaczał ją duży ogród, prowadzący do parkingu podjazd był wyłożony żwirem. Flora stwierdziła, że szpilki nie pasują do takiego podłoża, kiedy tylko wysiadła z samochodu Dave’a. Obok nich zaparkował motocykl Gabriela. Poszli w głąb ogrodu skąd dochodził dziwny zapach i głośna muzyka, ale poza tym nie było słychać żadnych rozmów ani krzyków. Czuć było woń spalenizny.
Flora szła ostatnia przytrzymując się ramienia Dave’a, a Gabriel jako pierwszy zobaczył to, co działo się nad basenem. Mężczyzna w przemoczonej błękitnej koszulce trzymał gaśnicę nad krzakiem, na którym przed godziną rosły z pewnością róże, bo tuż obok leżał jeden nadpalony herbaciany kwiat. Widać było, że jakiekolwiek zagrożenie pożaru zostało już zażegnane i gwar rozmów, który na chwilę przycichł, zagłuszył ciszę przerywaną psykaniem gaśnicy i muzyką. Imprezowicze wrócili do przerwanych zajęć rozpraszając się wokół basenu. Ktoś wjechał na żwirowy podjazd srebrną toyotą a po chwili rozległ się odgłos trzaśnięcia drzwiczek samochodu, ale nikt nie zwrócił na przybyłego uwagi. Tylko jedna osoba ruszyła w tamtym kierunku. Była to rudowłosa dziewczyna, która zatrzymała się obok Gabriela.
- Grill nam się rozprzestrzenił, ale już po wszystkim - chłopakowi wydało się, że była zawiedziona. - Jestem Amanda.
- Grill? To znaczy mam na imię Gabriel - przestał patrzeć na dymiący krzak i przeniósł wzrok na Amandę.
- Jak to zrobiliście? - spytał Dave podchodząc do nich. Flora puściła jego rękę kiedy stanęła na pewniejszym podłożu jakim były płytki ciągnące się od basenu.
- Nie chciało się rozpalić i ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby użyć dezodorantu pryskając na zapalniczkę - powiedział mężczyzna, który stanął za Amanda obejmując ją w pasie. Był to nie kto inny, tylko Christian Whiteman. Kiedy Gabriel to sobie uświadomił cofnął się odruchowo.
- Skąd wiesz? - spytała rudowłosa odwracając się do Chrisa.
- Widziałem już ten numer dwa razy u Paula - odparł błękitnooki. Uśmiechnął się, a Gabriel znów zrobił krok do tyłu. Pod stopą poczuł nierówność.
- Czy mógłbyś… - Dave zawiesił głos chcąc przypomnieć sobie, jak nazywa się osoba stojąca na jego bucie.
- Jałski - podpowiedział Whiteman.
- Sorki - mruknął Gabriel i odsunął się na bok jakby chciał się schować. Przyszło mu na myśl, że plotki kłamią. W tedy, w windzie, kiedy usłyszał, że jego szef woli chłopaków nie chciał w to uwierzyć i chyba szukał potwierdzenia tej plotki. Jednak teraz, patrząc na Amandę i Chrisa wszystkie teorie legły w gruzach. A może to nic nie znaczyło? Może mógłby to sprawdzić?
- O czym tak intensywnie myślisz, loczku? - zainteresowała się Amanda.
- O nikim - Gabriel zdał sobie sprawę, że wpatruje się w rękę Whitemana, tę na boku rudowłosej. Zaraz, jak ona go nazwała? Loczku?! Przy jego szefie…Powstrzymał się od wygłoszenia złośliwej uwagi na temat włosów Amandy.
- Masz niesamowitą zdolność wyłączania się. Chodźcie, Andie ma świetne płyty - powiedziała rudowłosa i poszła pierwsza w kierunku willi szepcząc coś do ucha Chrisowi.
- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha - odezwała się Flora do Gabriela.
- Nie lubię go i tyle. Gdybym wiedział, że tu będzie to nie przyjechałbym.
- Próbowałam ci powiedzieć, ale nie chciałeś słuchać. Poza tym on chyba nie jest takim gburem za jakiego go masz.
Chłopak spojrzał w kierunku Whitemana, który właśnie opowiedział jakąś anegdotę, bo wszyscy się roześmieli. Kopnął kamyk i poszedł w kierunku reszty znajomych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz